Uwaga, ważne. Materiał reklamowy – egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie od wydawnictwa Rebel.
W pudełku od Kowali Losu znajduje się zaledwie osiem dużych kości do gry. I w trakcie rozgrywki tylko dwie sztuki przypadają na pojedynczego gracza. A przecież to tytuł wyraźnie bazujący właśnie na kościach, więc można śmiało spodziewać się, że jest ich w zestawie zdecydowanie więcej. Braki te wypełniono… ściankami. Te zaś służyć będą graczom jako wymienne elementy, które będą mogli wstawiać w swoje kostki odpowiednio je modyfikując. To wyjątkowy mechanizm, z którym nie spotkałem się do tej pory. Kiedyś obiło mi się o uszy, że wcześniej powstała już gra o podobnym rozwiązaniu, ale to w Kowalach Losu pierwszy raz 'wykuwałem’ ścianki. Kapitalna sprawa. Zresztą… poczytajcie.
Info:
Autor: Régis Bonnessée
Polski wydawca: Rebel
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: ~40 minut
W skrócie i ogółem – o zasadach:
Każdy uczestnik rozpoczyna rozgrywkę z dwoma kostkami o podstawowym układzie ścianek. Większość z nich zapewnia złoto i tylko trzy mogą dostarczyć: punktów zwycięstwa, odłamki słońca, odłamki księżyca. Na początku tury wszyscy gracze rzucają kostkami i zaznaczają przychód na odpowiednich torach swoich plansz – wedle uzyskanego wyniku. Następnie aktywny gracz może skorzystać ze zdolności kart, które wcześniej zdobył, by później przejść do podjęcia akcji. Te są dwie: albo składa ofiarę, czyli kupuje za posiadane złoto nowe ścianki i zamienia je z tymi dotychczas zamontowanymi na kostkach, albo decyduje się na dokonanie heroicznego czynu – innymi słowy kupuje kartę. Jeżeli chce, może wykonać dodatkowo jeszcze jedną akcję (dowolną z dwóch) jednak musi zapłacić za to dwoma odłamkami słońca. Następnie aktywnym graczem zostaje kolejna osoba.
Zwycięzcą będzie osoba posiadająca najwięcej punktów zwycięstwa na koniec partii.
Szczegóły i dokładny opis rozgrywki znajdziesz oczywiście w instrukcji :).
Wrażenia, refleksje, szczegóły:
Wykonanie:
Wy-śmie-ni-te! Wykonanie Kowali Losu to prawdziwe arcydzieło. Zacznę od 'wnętrzności’, które przygotowane są po prostu wspaniale. Instrukcja podpowiada jak złożyć całą grę na powrót do pudełka i gdy się do tego poradnika zastosować, całość chowa się szczelnie, zachowując porządek. Dobre rozlokowanie otworów na komponenty oraz świetny system przechowywania ścianek (zamknięcie ich w kopercie i owinięciu gumą zapobiega rozsypaniu się ich wewnątrz kartonu) bardzo, ale to bardzo mi się podoba i nie potrafię sobie teraz przypomnieć gry, w której przechowywanie rozwiązano lepiej.
Co więcej całość prezentuje się niezwykle ładnie. Mnóstwo tu kolorów i pięknych ilustracji, kostki są sporych rozmiarów, a plansza, między innymi dzięki swojemu kształtowi, ułatwia układanie kart.
Wygląd i wykonanie – kawał solidnej roboty.
Czas rozgrywki:
Ups. Za krótki? Zdarzyło mi się specjalnie przedłużyć rozgrywkę, by poturlać dłużej i zebrać jeszcze trochę punktów. Spotkałem się z opiniami, że gra kończy się zbyt szybko i zgadzam się z tym. Te dziewięć czy dziesięć rund zdaje się mijać w mgnieniu oka.
Klimat:
Nie bardzo wiem co napisać w tej kwestii. Trudno mi znaleźć w Kowalach jakiś klimat. Wykuwam kostki, turlam, zbieram zasoby/punkty, karty. Poruszam się pionkiem, przestawiam znaczniki. Losowe i… fajne. Ale gdzie tu klimat?
Regrywalność:
Nie jest źle. Budowanie kości, przypadek towarzyszący ich turlaniu, różne układy kart i czynnik ludzki gwarantują dużą zmienność w każdej rozgrywce. Niemniej jednak chciałbym, by wspomniane karty występowały w w wyraźnie większej ilości. Te które są, są ok – zrozumiałe w działaniu i dokładnie opisane w instrukcji (druga sprawa, że niektóre sprawiają wrażenie niezwykle mocnych, kiedy inne zdają się być raczej słabiutkie). W związku z tym, że pojedyncza partia trwa krótko, kart mogłoby być więcej. Mogłyby być bardziej rozbudowane, mogłyby dodawać grze tego, czego kostki same nie udźwigną – nowe zdolności, kolejne mechaniki. Zdaję sobie sprawę, że to tytuł rodzinny, luźny, o niskim poziomie trudności, ale mimo wszystko ekstra karty przywitałbym z dużą radością.
Próg wejścia (przystępność):
Niski. Reguły nie należą do trudnych i jest ich niewiele. Instrukcja jasno wyjaśnia wiele aspektów, a przy tym służy przydatnymi przykładami. Dodano również suplement, który opisuje karty, co zaliczam na plus. Gra nie jest skomplikowana, a jej tłumaczenie nie zajmowało mi wiele czasu.
Interakcja:
Mała, chociaż zależy w pewnym stopniu od wybranych do zabawy kart. Niektóre są dość złośliwe, np. kiedy konkretna ścianka wypadnie na kostce rywala, to my otrzymamy zasoby, nie on. Całościowo jednak Kowale Losu to gra o niskim stopniu negatywnej interakcji. I w tym przypadku myślę, że to bardzo dobrze.
Losowość:
Duża. Można próbować ją kontrolować – czy to przez wykuwanie ścianek czy nabywanie odpowiednich kart. Nie zmienia to faktu, że na Kowali los ma olbrzymi wpływ i warto mieć to na uwadze zasiadając do gry.
Skalowalność:
Prawidłowa, choć bardziej podobały mi się rozgrywki w więcej niż dwie osoby. Na parę część kart nie działa tak dobrze jak choćby w pełnym składzie, czyli na czwórkę. Dlatego choć 1 na 1 grało mi się nieźle, w trzech i czterech uczestników – lepiej.
Podsumowanie:
Nie mogę powiedzieć, że Kowale Losu mi się nie podobają. Od początku wiedziałem, że będzie w nich dużo turlania, więc nastawiłem się na grę o charakterze lekkim i szybkim, z góry godząc się na ewentualną losowość. Przyznam, że jednocześnie miałem nadzieję na nieco bardziej rozbudowaną zabawę, niż ta, którą otrzymałem w rzeczywistości, ale to już narzekanie na wyrost. Za mechanikę, za piękną oprawę graficzną i porządne komponenty, za niski próg wejścia (i pewnie jeszcze coś by się znalazło…) lubię tę grę. Cenię sobie możliwość tworzenia spersonalizowanych brył do turlania, którą mam dzięki Kowalom. Składanie kostek to świetna sprawa i już teraz liczę na to, że kiedyś w przyszłości pojawi się gra, która jeszcze lepiej wykorzysta to rozwiązanie, a ja doczekam się planszówki dużej i skomplikowanej, w której będzie to tylko jednym z wielu trybików.
Mam także nadzieję na dodatki do KL, które wzbogacą grę o nowe karty i więcej sposobów na zbieranie punktów. Kolejne ścianki też byłyby klawym dodatkiem.
Dlatego mogę śmiało napisać, że grało mi się w Kowali przyjemnie. Nie jestem pewien, czy nazwałbym ich hitem i grą wyjątkową, na pewno zaś fajną, do której chętnie powrócę.
Najbardziej lubię (mocna strona):
Wyjątkowa mechanika i przepiękne wykonanie.
Najmniej lubię (słaba strona):
Mało kart i mała złożoność gry. Trudny kolos z budowaniem kostek na czele to by było coś… :).
Dlaczego na TAK:
Bawiłem się nieźle i chętnie rozłożę Kowali Losu jeśli będę miał tylko okazję. Wykuwanie ścianek i zbieranie punktów to klawa zabawa, a przy tym lekka i tak bardzo inna w porównaniu od wielu gier jakie poznałem w ostatnim czasie.
Recenzja dokonana dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel. Dzięki!